To jest ten moment.
Jest 26.04.2016(teraz to już właściwie 03.05.2016(Edit: 04.05),
ale jakoś nie mogłam się spiąć, żeby wszystko uporządkować). O ile dobrze
policzyłam to już za 3 miesiące wylatuję do Stanów i właśnie o mojej przygodzie w
Ameryce chciałabym pisać. Nie umiem znaleźć dokładnego wytłumaczenia, dlaczego
wydaję mi się to takie nierealne- może dlatego, że nie wyobrażam sobie
swobodnego komunikowania się w języku angielskim, a może dlatego, że od dwóch
lat ten wyjazd jest moim marzeniem, a nie często realizuję swoje postanowienia. Jeśli chodzi o moje uczucia co do wymiany, to zmienia
mi się to co 5 minut, raz jestem szczęśliwa i podekscytowana, a raz myślę o tym,
że będę musiała zostawić tutaj wszystko i najprawdopodobniej będę się czuła tam
trochę samotnie, przynajmniej na początku.
Mówią, że początki są zawsze najtrudniejsze, moim zdaniem są
na pewno bardzo ciekawe, jeśli
jednak chodzi o napisanie pierwszego
posta na blogu to zdecydowanie zgadzam się z tym, ze są trudne ( i może w tym
przypadku nie najciekawsze, ale trzeba przez to przebrnąć). Z jednej strony
jest tyle to opowiedzenia, z drugiej jednak strony nie wiem od czego zacząć (
dlatego mój blog może być trochę chaotyczny, bo jest tyle rzeczy, którymi z
chęcią bym się podzieliła, jednak boję się, że o nich zapomnę, więc zaczynam o
nich pisać nie kończąc poprzedniego wątku, aczkolwiek będę starała się to w
miarę porządkować, ponieważ…. kocham porządek).
Gdybym chciała napisać wszystko chronologicznie, to powinnam
zacząć od tego, jak zaczęła się moja przygoda, czyli od momentu w którym
dowiedziałam się o wymianie i postanowiłam, że chcę na nią jechać- jednak nie
mam na to teraz czasu, ale obiecuję, ze wszystko to opowiem podczas dłużącego
się lotu do Ameryki, gdzie pewne nie
będę mogła zasnąć z powodu mojej ekscytacji i stresu.
Jeśli chodzi o moje odczucia co do wymiany, to chciałabym porównać
to co myślę teraz na ten temat z tym, co będę sądzić po powrocie do Polski, a
teraz załączam tu krótką opinię mojego
młodszego brata na temat mojego wyjazdu. (za nim chyba będę tęsknić
najbardziej)
"Bardzo mi się to podoba. Jedź tam- to mój wymarzony stan
do przeprowadzania badań.
Będę bardzo tęsknił, gdy pojedziesz. Mam nadzieje, ze
sfilmujesz niedźwiedzie grizli i największą wędrówkę ryb słodkowodnych na
świecie oraz wiele wiele wiele wiele
wiele innych zwierząt. Jeśli uda ci się
oswoić orła, to go przywieź i będę na nim latał, przywieź też łosia (będę na
nim jeździł)."
Chyba z tej wypowiedzi można domyślić się do jakiego stanu
trawiłam i oczywiście muszę dodać, że nie spodziewałam się tego(albo moja
podświadomość nie chciała tego przyjąć do wiadomości). Zimno trochę przeraża,
ale z drugiej strony może to lepiej, bo gdy jest za ciepło, to nic mi się nie
chcę robić. Szczerze muszę przyznać, że byłam na 90% przekonana, że trawię na
jakąś wieś pośród pól kukurydzy lub ziemniaków, więc moje miasteczko jest
całkiem pozytywnym zaskoczeniem, choć na początku byłam trochę załamana(ale o
tym w innym poście).
PS Jest to mój pierwszy post na blogu( mam nadzieję, że nie
ostatni), więc krytyka mile widziana, bo każdy uczy się na błędach. Nad
założeniem bloga myślałam już dość długo(chciałam zacząć go pisać nie wiedząc
nawet, czy na pewno pojadę, jednak w głębi sera czułam, że pisanie bloga nie
jest moim powołaniem, dlatego trochę z tym zwlekałam, jednak po otrzymaniu
placement, poczułam wenę).